Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Z pamiętnika... Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Z pamiętnika... Pokaż wszystkie posty

14 paź 2018

Romans sztuk pięknych w życiu Katarzyny Nosowskiej

  Ci, którzy mnie znają choć trochę, wiedzą, jak duży wpływ na moje poglądy i dorastanie miała Katarzyna Nosowska oraz jej teksty, które pisała będąc w zespole Hey. Jak homeryckie porównania przeplatające się z nutą codzienności pomogły mi przetrwać buntowniczy okres gimnazjum, teledyski z solowego albumu odtwarzały się w pętli na zmianę z innymi artystami. 
Wraz z zakończenim naiwnej młodości, a wejścia w dorosłość,  słowa, które do mnie wysyłała już przestały dotyczyć współgranej melodii i dźwięków gitary w tle, a po raz pierwszy to ten zlepek głosek wybił się na pierwszy plan. I jakie było moje zdziwienie, gdy odkryłam, że mogę się z nimi utożsamić. U szczytu formy byłam, gdy nawet liryki miłosne zaczęły sprawiać ból. Czułam się wtedy najbliższa Kasi, kochałam ją i kocham do teraz, gdy przypomnę sobie o początkach, jej i moich z nią, informacji, jakich wyszukiwałam o niej, wywiadów, które oglądałam. Po wydaniu płyty "Błysk" i szumie z nią związanym, nagle jakoś ucichło..nie było już Kaśki w dawnej Kaśce. 
Jak się okazało, powróciła w zupełnie nowej odsłonie, nowoczesnej formie przekazu i pastiżu, parodii teraźniejszego świata. Kto chce się przyznać, że nie widział jeszcze jej filmików na instagramie albo facebooku? Kto nie widział prześmiewczego teledysku "Ja Pas!"? (szalonej produkcji, wideo parodiuje popularne motywy klipów raperów, natomiast tekst jak zwykle jest metaforą z życia kobiety). A co najważniejsze, pani Nosowska postanowiła wydać swoją autorską książkę o wszystkim i o niczym zatytułowaną "A ja żem jej powiedziała...". 
Z racji bycia fanką Katarzyny, musiałam ją przeczytać i zrecenzować. Jesli chcecie poznać moje wrażenia i opinie o tym dziele, zapraszam do recenzji! tym razem prawie bez spoilerów



Główne informacje
Autor: Katarzyna Nosowska
Tytuł: A ja żem jej powiedziała...
Wydawnictwo: Wielka Litera
Data wydania: 23.05.2018
Liczba stron: 2018

Opis ze strony wydawnictwa
Wydawało się, że nic już nas nie zaskoczy w internecie. I wtedy pojawiła się ona. Śmieszna gęba, która mówi mądrze o życiu. Prosto, zwięźle, szczerze i bez owijania w bawełnę. Ze zrozumieniem, bez pouczania. Mówi o show-biznesie, celebrytach, współczesnych snobizmach, fobiach i modach. Tylko kilka zdań, a jest w tym ciepło, doświadczenie i życiowa mądrość. 
I zaczęła pisać. O druzgocącym wpływie portali społecznościowych na nasze życie, o dylematach partnerstwa, problemach w okiełznaniu nastolatków, o miłości do jedzenia i terrorze rynku reklamowego. O tym jak kochać i nie kochać. O tym, że czarny nie wyszczupla, a seks tantryczny nie polega tylko na faszerowaniu, faszerowaniu, faszerowaniu.
Nosowska jest szczerą, dojrzałą i oryginalną obserwatorką rzeczywistości. Mimo sławy 
i spektakularnej kariery pozostała skromna. I ma to, czego brakuje teraz wszystkim – dystans do samej siebie. Ani przez chwilę nikogo nie udaje. Z perspektywy dojrzałej kobiety mówi 
o konsekwencjach tłumienia swojego głosu wewnętrznego, konieczności polerowania intuicji złotą łyżeczką i potyczkach z wewnętrznym krytykiem, zwanym przez nią "puczystą".
Nieoczywiste, głębokie, błyskotliwe, świetnie napisane i bawiące do łez. Ta książka zabije cię miłością.

Poruszone tematy
Tak, jak sugeruje opis, jest to książka niezwykła, której nie da się przypisać konkretnej dziedzinie. Jakby ktoś mnie teraz spytał- o czym jest ta książka? Czego się z niej dowiem? Co z niej wyniosę? Odpowiedziałabym: o życiu samo życie. Moim zdaniem jest to idealny przykład pamiętnika pisanego z perspektywy ponad 40letniej kobiety, która zmaga się z tymi samymi problemami, co każda inna  
w podobnym wieku. Jest to nowy, innowacyjny sposób patrzenia na dzisiejszy świat przez kogoś, kto przecież dorastał w brudnych czasach PRL-u, wśród buntowniczych zespołów muzycznych 
 i propagandowych haseł na ulicach. I w wielkim skrócie to przewija się przez tych dwieście stron- jeśli chcesz się dowiedzieć czegoś z życia piosenkarki- dowiesz się, poczytać parodię na talerzu- pocztasz, rozpłynąć się w smutnej prawdzie o przegranej miłości z alkoholem i alkoholu z samym 
z sobą- rozpłyniesz, posłuchać porad cioci Kasiuni na temat wszystkiego- posłuchasz i tak w kółko. Ponieważ każda strona jest o czymś innym, każdy wers jest kolejnym uniwersum, do którego wpadasz i co jakiś czas kiwasz głową ze zdumieniem, że zgadzasz się w stu pro(milach)centach. 
A potem dostrzegasz ileż jest prawdy i jak bardzo nasze poglądy i życie mogą się zmienić przez 20 lat. Jest to karuzela wspomnień i niefortunnych zdarzeń, rozmowa z przyjaciółką na kawie, lektura, którą przewertujesz w dwie godzinki i potem zaśniesz w refleksji, że tyle spraw Cię uderzyło, zarówno te lekkie i to cieższe, i że to jednak inteligentna kobieta jest, a i z humorem, nie ukrywam.
Nic dziwnego, że dzieło stało się bestsellerem, a i nawet tacy, co nigdy  nie słyszeli o tej artystce, postanowili przeczytać.

Nadmiar, niedobór...
Jeśli miałabym ocenić, co mi się nie spodobalo, to chyba brak równowagi między niektórymi tytułami rozdziałow, jak i samymi porównaniami. Każdy artysta ma swój własny motyw, który powtarza do znudzenia, manieryzm charakterystyczny dla jego twórczości. W tym utworze Kasia musiała paść urokiem waginy, którą broni łokciami i kolanami, przyrównuje ją do wierzchu dłoni,
 i wielu innych. Natomiast brakowało mi trochę informacji o jej inspiracjach, tekstach, czegoś, co przypomniałoby mi o latach 90. Czasem czułam się obco przez ten powiew świeżości, ale to chyba dlatego że jestem fanką czytania o przeszłości i sentymentów. kill me


Szata graficzna
Być może przez pracę grafika książkę udało mi się przeczytać w tak zastraszającym tempie, ponieważ kazda strona została ukoloryzowana na swój własny unikalny sposób. Rysunki, kolory, nawet czcionka oddają ducha lektury i samej autorki, jednak na największą pochwałę w moim mniemaniu zasługuje po prostu okładka. Przykuwająca uwagę postać Katarzyny opatulona plamami barw zdecydowanie zwraca się do odbiorcy i błaga, by podnieść ją z regału. Na pewno był to efekt zamierzony, by jak najwięcej ludzi mogło sięgnąć po produkt, a następnie aby się nie rozczarowało środkiem, stworzono sztukę na kawałku drewna. Taka mała, banalna rzecz, a jednak cieszy, bo
 i łatwiej się czyta, i tak jakoś docenia się te starania. Szaleństwo, jest to czyste szaleństwo.



Ile Kaśki w Kaśce?
Wydawało by się dziwnym mówiąc, że czytałam ją ze spokojem. Otóż ręce mi się trzęsły po dotknięciu pierwszej strony i już wiedzialam, że mogę dostrzec duszę kogoś mi bliskiego, komu powierzyłam cały swój ból i łzy w piosenkach, a teraz mogąc kontemplować duszę ulubionej polskiej artystki. Z Kaśką można wypić wino, piwo, herbatę, zjeść ciastko, ubrać się na czarno, chociaż wiemy, że czarny i tak nas nie wyszczupli, powspominać nieudane miłości, wymienić anegdotami, wysmiać współczesność, a potem zrobić sobie wspólnie tatuaż. Czytałam wszystko jej delikatnym, wyjątkowym dla mnie głosem, zmieniałam ton i brzmienie, dostosowywałam linijki tekstu do tego, jak Ona by to wypowiedziała, aby tylko poczuć skromność wewnątrz siebie. I jeden "rozdział" szczególnie zapadł mi w pamięci, ale to zachowam dla siebie!


Podsumowanie
Jest to jedna z najprzyjemniejszych bestsellerów, jakie czytałam, bez znużenia, czekania na przewrót strony, czy refleskji, choć fakt, refleksji wiele nie czułam, bo albo moja wrażliwość się wyczerpała, albo moja stara młodość jest nazbyt młoda, by starości faktycznej dorównać. Jestem zadowolona 
z dzieła, ale ma ono też swoje wady i wierzę, że Nosowskiej uda się skrobnąć coś jeszcze, może bardziej uporządkowanego, może w innym stylu, w innym horyzoncie? 


Możecie wypowiedzieć się sami, czytaliście?
Lipcowa

Czytaj dalej »

30 lip 2018

Czego nauczyłam się przez 18 lat

  Nadszedł ten czas, gdy z bezbronnego dziecka zamieniamy się w osobę prawnie dorosłą. Przepotwarzamy się w motyle z naszych kokonów, aby ostatecznie rozprostować skrzydła i wznieść się do gwiazd. Dorosłość, prawda, że jest to magiczne słowo? Brzmi tak, jakby wszystko było dla nas możliwe, brzmi, jakbyśmy mieli prawo robić to, co nam się podoba. Fakt faktem, dopóki jesteśmy na utrzymaniu swoich rodziców, musimy się podporządkować zasadom w ich domu, jednak wszystko się jakoś zmienia. Może ta magiczna liczba na 8 z tyłu wcale nie sprawia, że jesteśmy innymi ludźmi, ale możemy legalnie pić, kupować alkohol, odpowiadać za siebie i nawet głosować w wyborach.
A co za tym idzie? Możemy decydować o naszym życiu i wiedzieć, że teraz decyzje są nasze.
Całe życie miałam nadzieję, że kiedy stanę się osiemnastolatką, moje dni będą piękniejsze, gdyż będę się budzić z myślą, że mogę więcej. I w pewnym sensie tak jest, chociaż nadal czuję się jak liść, który znajduje swe schronienie na gałęzi potężnego drzewa, i dopiero kiedy odfrunę będę zdana tylko na siebie. Ale w głębi swojej duszy odkrywam na nowo rzeczy, których nie doceniałam. Rzeczy, które się nauczyłam. Lekcje, które przeszłam. I o nich chcę wam opowiedzieć..

źródło

Czytaj dalej »

5 mar 2017

Let's find your inner beauty

    Pewnie nie raz spotkaliście się z hejtami w internecie, w domu, w szkole, na własnym przykładzie czy też innych. Pewnie  nie raz wpadaliście w kompleksy, widząc zdjęcia pięknych dziewczyn na okładkach magazynów, czy na zdjęciach  z Instagrama. Nie raz mogliście doświadczyć porównań- ktoś jest ładniejszy od was, lepszy? A wy po prostu brzydcy. 
Głównie kobiety na co dzień zmagając się z masą dobijających zewsząd haseł- Jak być piękniejszą, jak schudnąć 20 kg w miesiąc, jak poderwać chłopaka, tylko dzięki naszemu zestawowi ubrań!
Stoicie przed lustrem zastanawiając się, co jest z wami nie tak, że nikt nie zaprosił was na imprezę, żaden chłopak nie spojrzał, a wy same jesteście brzydsze od swoich koleżanek. 
Wokół dopada nas narcyzm, fałszywość i coraz mniejsze socjalizowanie się z ludźmi Żyjemy tylko po to, żeby wyglądać lepiej i żeby inni mogli nas podziwiać..I czasem nie nadążamy za tym wyścigiem szczurów, chcąc odpocząć. I zamykamy się na wszystko, bo przecież jestem brzydka, więc po co żyję. 

Dziewczyny malują się nie tylko dlatego, żeby uwydatnić swoje zalety, podkreślić je, bawić się tym, ale głównie z powodów kompleksów,żeby zakryć  defekty, przez które zostały w jakiś sposób odrzucone. Czujemy się lepsi. A potem zmywamy tę maskę i co słyszymy?
Że wyglądamy źle.Że nasz trądzik jest obrzydliwy. Inni mówią .Oceniając po tym, jak ktoś wygląda bez makijażu, a nawet z (za dużo tapety, sztuczność, plastik) krzywdzimy. Oceniając po tym, jak wyglądamy na zewnątrz NIE DAJEMY SZANSY POKAZAĆ CZYJEGOŚ WNĘTRZA. 
 Wolimy zaszyć się gdzieś w kącie i zamknąć w sobie. Płaczemy, robimy wiele rzeczy, aby dogodzić innym, aby w końcu poczuć się pięknym człowiekiem.
Ale wiesz, co to jest piękno? To to, kim jest w środku. Bo brzydcy będziemy wszyscy, kiedy się zestarzejmy, wszyscy będziemy pomarszczeni, ale to, jakimi ludźmi byliśmy i jakie mieliśmy serce zostanie do końca życia. Nasza osobowość jest o wiele cenniejsza niż to, czy ktoś oceni nas jako kogoś ładnego. Bo wszyscy jesteście piękni, tacy, jacy jesteście. A przecież ta osoba, która ma ten trądzik i jest większa, od Ciebie, może być bardzo inteligentną i kochaną osobą. 
Jeden uśmiech, potrafi zmienić ludzi w najpiękniejsze istoty tego wszechświata. Poznając kogoś, nie patrzmy na to, jaki jest, z czasem nie będzie to miało znaczenia, bo czy ma to, że ktoś ma krzywy nos, czy male usta, wory pod oczami, czy się maluje, czy może nie? Nikt nie jest idealny, nie ma ideałów, i nigdy nie będzie. Nasz wady to nasze zalety, jesteśmy nieskazitelni, bo mamy nieskazitelną duszę i ona daje nam piękno, prawdziwe, jedyne. 
Bądźmy dobrzy, uśmiechajmy się. Nie krzywdźmy innych, nie skreślajmy ich ze względu na to, że może się nam nie spodobać czyjeś czoło, które jest zdecydowanie zbyt wysokie. Dlaczego standardy maja mieć taki wpływ na to, jak się czujemy? 
Samobójstwa również popełnia się ze względu na nienawiść z powodu wyglądu. Zakończmy to, chociaż w naszym najbliższym kręgu, w którym żyjemy. Ponieważ jesteśmy piękni, ty i ty, i każdy inny człowiek jest piękny. Nie oceniajmy innych, nie oceniajmy też siebie tak krytycznie. 
Najpierw trzeba pokochać siebie, aby móc pokochać innych. Kiedy ktoś powie Ci, że jesteś piękny/a (bo jesteś!), nie mów, że to nie prawda, nie krytykuj siebie, po prostu uwierz. Dla ludzi, których sobie zjednasz będziesz piękny i taki pozostaniesz, nie tylko w czyiś oczach, ale też własnych.
Na ytubie znalazło się wiele filmików z wielu kampanii, w których dziewczyny pokazują, jak zostały potraktowane w internecie przez swój wygląd, oraz akcji. Jesteś, jaki jesteś, to twoje życie i dlatego masz prawo robić, i wyglądać jak chcesz. Ale i tak będziesz piękny, bo każdy z nas jest. 
POWIEDZ SOBIE, ŻE JESTEŚ PIĘKNY. POWIEDZ TO INNYM. MASZ DOBRE SERCE, JESTEŚ PIĘKNY. NA TYM POLEGA PIĘKNO. 




 Dziś można by powiedzieć, że dość oczywiste rzeczy, ale tak wiele osób zapomina o tym, aby czuć się pięknym bez względu na to, jak ludzie oceniają. Nie możecie się poddawać, tylko żyć dalej, wiedząc, że ktoś tu was kocha najmocniej na świecie. Jesteście piękni słowiczki!
Czytaj dalej »

26 lut 2017

New inspirations

    Hej kochani, dziś pragnę powitać was  nowym postem na moim blogu, a takiego nie było od jakiś 2 tygodni. I powiem wam, że po raz kolejny sporo się wydarzyło, do tego zachorowałam i resztkami sił piszę tę notkę. Muszę dodać trochę koloru do swojego życia i dalej mieć nadzieję, że wszystko w końcu będzie dobrze.
Przez parę miesięcy bardzo się zmieniłam, zmieniałam swój styl i siebie, ale mimo to, nie czułam się dobrze. Pomyślałam więc, że czas na kolejne zmiany, tym razem takie, które naprawdę uczyniłby mnie szczęśliwą. 
Wiadomo, że to, jak wyglądamy oddaje po części to, jak chcemy wyglądać i każdy chce wyrażać swoją osobowość poprzez ubiór. Ja jednak przez całe życie poszukiwałam w sobie tego czegoś, co będzie moim motywem przewodnim, co będzie wyznaczać moje idee- to, jaka chcę być.
I było ciężko, bo nadal stoję w miejscu, w którym nie wiem, kim jestem. 
Powiedzmy sobie szczerze nikt nie chce być rozmytym szarym punktem. Każdy chciałby być wyrazisty w sobie. Być po prostu najlepszą wersją siebie. Ale co, jeśli nie wiemy, jakimi jesteśmy?
Zazwyczaj ludzie boją się powiedzieć, czego pragną i to ich dzieli od szczęścia, a ja mówię otwarcie, czego pragnę- pragnę być sobą, prawdziwą sobą, Nie kimś przerysowanym, kimś, kto powtarza coś za kimś innym, nie chcę być marną kopią czyjeś osoby.
I przyznaję, że całym swoim sercem jestem wewnętrznie i chyba zawsze pozostanę hippiską (modern), w mojej duszy zawsze będzie gdzieś motyw bohemian, gypsy. I zawsze będę tym słońcem i gwiazdami gdzieś w sobie, tym dzieckiem lasu, kwiatów, który chciałby poczuć dzikość, szaleńczość, ale też wolność, niekonwencjonalny sposób życia, po prostu życie pełną piersią, biegać boso po polach, spać na drzewach, pod gwiazdami, robić wianki na głowę, być tym dzieckiem z ery kamienia łupanego, który nigdy do końca nie dorośnie, tym małym dzikusem, który pokaże swoje oblicze dopiero komuś specjalnemu.. 
Ale, co jeśli na zewnątrz nie jestem taka? Czy muszę za wszelką cenę taka być? A może nie muszę tego nikomu udowodniać, bo jak napisałam- tylko ten, kto będzie miał odwagę bliżej poznać mnie, dowie się, kim mogę się stać. 
Na zewnątrz może być nieśmiała, powiedzmy, że porządna dziewczyna, która jeszcze gdzieś poszukuje swojego stylu, która praktykuje i sprawdza wszystko ,co możliwe.
Która nie chce być jak inne, ale mimo wszystko taka jest. I czy to grzech? Absolutnie nie. Po prostu INSPIRUJMY SIĘ wszystkim, co chcemy- ludźmi, którzy nas otaczają, ikonami, które podziwiamy, wyznaczajmy własne trendy, możemy śledzić to, co jest modne, nosić to, co nam się z tego podoba, wracać, odchodzić i tak w kółko. 
Szczerze ciężko czasem jest wybrać po prostu to, co nam się tak bardzo podoba, tak szczerze, bo ludzie nadal idą ścieżką- to, co modne, to najlepsze. A co z tym, co my chcemy? 
Zawsze gdzieś miałam dziwny gust, kiedy innym podobała się jakaś bluzka, mnie podobała się inna, i zawsze myślałam, że może ze mną coś jest nie tak, nie mam gustu? Absolutnie nie. Bo każdy ma swój własny smak do wszystkiego. 
Więc róbmy co chcemy, ubierajmy się tak, jak chcemy, nie patrzmy na to, czy to było modne kiedyś, a czy to nie jest, znajdźmy w sobie coś z siebie. I nawet jeśli na zewnątrz nie będziemy wyglądać tak, jak chcielibyśmy (nie zawsze tak się da niestety),powiedzmy honestly- duszą jesteśmy tacy, jacy jesteśmy i nikt nam nie udowodni, że jest inaczej. 


A teraz zakończę to wszystko nutką moich ostatnich upodobań, a jest to dżins, i wszelkie odcienie jasnego różu, szarości i czarnego (black is my happy color, right). Z butów lubię zwykłe trampki, klasyk nad klasykami, ale chyba nigdy z tego nie wyrosnę. Nadal podobają mi się aksamitne szale, i koszule, oraz dużo biżuterii. No i nowszy trend, które bardzo mi przypadł do gustu, a mianowicie wszystko, co ma na sobie wyszywane motywy florku- kwiaty, ptaki, jakieś napisy- kocham to, bo to dodaje naprawdę trochę koloru do tych wszystkich minimalistycznych stylizacji, które od 2 lat stały się takie powszechne.Gdybym miala określić swój styl byloby to coś indie grunge alternative, aesthetic, a czasem oczywiście boho ♥. Bo wszystko jest dla ludzi, a my tymi ludźmi jesteśmy!
Pragnę jeszcze zaznaczyć, że przedstawione poniżej ubrania nie muszą się nikomu podobać, jeśli ktoś stwierdzi, że jest stare i niemodne- I don't care, nie ubierajmy się dla obecnych trendów, a dla tego, co nam się podoba!




Czytaj dalej »

15 lut 2017

Winter break

   Ferie właśnie się u mnie skończyły, więc przyszedł czas, aby je podsumować, nieprawdaż?
Dokładnie 2 tygodnie temu rozpoczął się najpiękniejszy (jak dotychczas sądziłam) okres- czyli ferie. Wolne od szkoły na czternaście dni, dużo śniegu, zabawy z przyjaciółmi, wiele wyprzedaży i.. nic nie wyszło, dosłownie NIC.
Przez pierwszy tydzień miałam remont, o którym pisałam wam już w poprzednim poście. Był to okres, kiedy naprawdę było sporo pracy, sprzątania, przemeblowania, do tego złe samopoczucie również się pojawiło. 
W następnym tygodniu było troszkę lepiej, gdyż miałam możliwość spędzenia go u mojej rodziny. 
Ale mimo tego, nie czuję, żebym dobrze wykorzystała ten czas. Moje zdrowie również nie było w najlepszym stanie i choć cieszyłam się czasem wolnym, nie potrafiłam go dobrze zagospodarować i jedynym ukojeniem było spoglądanie przez okno. 
Najpierw na szare niebo i kałuże rozlane po drodze, krople deszczu spływające po szybie, szum wiatru przedostający się przez drobne szczeliny.
Przypomniało mi to o jesieni, o początku roku szkolnego, o smutnych depresyjnych wieczorach, kiedy lubiłam patrzeć na ten sam widok za oknem. 
Pewnego dnia obudziłam się, aby tym razem ujrzeć zimowy krajobraz, taki jak z czasów mojego dzieciństwa (kiedy jeszcze były "prawdziwe zimy"). 
Puch śniegu swobodnie topniejący na parapecie pod wpływem promyków słońca..Zaraz potem chmury, zakrywające rozświetlone niebo i mróz.. chłód, który tak bardzo kocham. 
Kiedy siedzisz przy oknie i oglądasz to, co dzieje się po drugiej stronie, świat się zatrzymuje, nie ma nic poza tym, co widzisz, słyszysz, czujesz. I czy jest to jesienny widok, czy letni, wiosenny, nieważne, odczucia zawsze pozostają podobne: jest pięknie. 
Powinniśmy doceniać to, że żyjemy w świecie, gdzie mamy jeszcze trochę przyrody, a nasz klimat sprzyja różnorodności. Może i nie mogłam się cieszyć zimą, dużą ilością śniegu, wręcz zamiecią (sic!), lodem, zamarzającymi palcami, na które nie zdążyłam założyć rękawiczek.. cieszę się, że mogłam to chociaż zobaczyć i przypomnieć sobie, że kilkanaście lat temu był to typowy obraz coroczny i było to coś całkiem normalnego. Nit nie myślał, że może nam tego brakować, że współczesne dzieci nie będą znały zabawy, jaka nam kiedyś towarzyszyła.. Te myśli wędrowały za każdym razem, kiedy tylko spojrzałam w okno. Trwało to 2-3 dni, może mniej. Ale to wspominam najlepiej, bo kocham zimę i nigdy nie przestanę. Krótko, zwięźle i na temat.
A wy jak spędziliście ferie? 




Czytaj dalej »

4 lut 2017

Sentimental

  Przywiązuję się. I to bardzo. Od zawsze ciężko mi było pozbyć się rzeczy, które wiele dla mnie znaczyły, które ktoś mi kiedyś podarował. Które po prostu były ze mną przez wiele lat. 
Nie potrafię tak po prostu czegoś wyrzucić, pozbyć się z łatwością bez mrugnięcia powieką. 
Nie wyobrażam sobie wywalić na śmieci moich wspomnienia z dzieciństwa, coś, co zawsze trzymałam ze sobą. Może brzmi to dziecinnie, ale taka prawda, wszystkie moje zabawki są dla mnie ważne w jakiś sposób i nie czułabym się na siłach wrzucić je na zawsze do zniszczenia, nawet jeśli są zniszczone, stare, i nie bawiłam się nimi od lat.


Ostatnio miałam robiony remont pokoju (post pojawi się na dniach), dlatego musiałam pożegnać się ze jego starym wizerunkiem. Był to czas porządkowania rzeczy, ale także wspomnień, niektóre przedmioty ukryłam wewnątrz szafy, pod łóżkiem, ale nadal pozostało wiele, na które nie było miejsca. I co tu zrobić? Miałam wybierać te, które są ważne i ważniejsze? To był cios dopiero. Nie umiem sobie wyobrazić, że musiałam stanąć pod ścianą i segregować je. Ale musiałam. 
I tak też zrobiłam, ponieważ wrzuciłam niektóre (głównie zniszczone zabawki) do wielkiego worka i czekały na werdykt. 
Muszę Wam przyznać, że chociaż na zewnątrz wyglądałam, jakby był mi obojętny ich przyszły los, wewnątrz toczyłam walkę z myślami. Wrzucić je na strych? A może kompletnie się ich pozbyć? 
Oddać komuś? I to była najlepsza decyzja, wiadomo iż nie wiemy czy z nowymi opiekunami będą miały tak samo dobrze, ale przecież musimy ruszyć do przodu, dziećmi wiecznie nie będziemy. 
Ważna jest dla mnie każda kartka, każdy skrawek papieru (pewnie dlatego mam zawsze bałagan, badum.), nawet walentynka z podstawówki gdzieś się zachowała i nie żałuję, ze to wszystko zostawiłam, Chcę Wam powiedzieć, ze warto przechowywać wspomnienia włożyć je do kartonu, pudełka i ukryć gdzieś w domu, bo wiadomo, że kiedyś je znajdziemy, ale nie można zostawić wszystkiego. Dlatego część swoich zabawek oddaję potrzebującym dzieciom, które nie mogą sobie na nie pozwolić, stare ubrania, które gdzieś z dzieciństwa mi zostały również- uwierzcie mi, że to dobry gest. Mam tez sporo bajek w postaci książek, które można oddać do biedniejszych bibliotek, szkół,  czy też domów dziecka. 
Zachęcam do tego, aby zrobić sobie kiedyś taki research- zostawić sentyment w swoim sercu, bo on zawsze zostanie z Wami, ale jednocześnie uszczęśliwić tym innych. 

A Wy co myślicie o pozbywaniu się ważnych dla Nas rzeczy?
Czytaj dalej »

26 lis 2016

Just keep following

  Znacie to uczucie, kiedy byliście napchani pozytywną energią i motywacją na lepsza przyszłość?
To uczucie, kiedy uwierzyliście w siebie..
Aż nagle czar prysnął, bo ponownie coś poszło nie tak.
I zadajemy sobie wtedy pytanie "Czy ma sens wierzenie w swoje możliwości, kiedy nic mi się nie udaje, kiedy po wielkich staraniach znów przegrałam."
Jak ludzie mawiają "Somebody gotta win, somebody gotta lose".
I jest to jak najbardziej prawda, jednak kiedy przegrywamy całe życie.. czy jesteśmy gorsi? 
Jak mamy się czuć i co nam da, że ktoś będzie nas pocieszał "Nic się nie stało, następnym razem się uda, nie przejmuj się" któryś raz z rzędu. Nie jesteśmy tacy świetni, jacy chcieliśmy być. 
Opowiem wam pewną anegdotkę na moim przykładzie. 
Otóż od kiedy pamiętam, zawsze lubiłam malować, rysować, po prostu tworzyć coś i zawsze rysowałam z pamięci, nawet w 1 klasie podstawowki pani mnie chwaliła, ale ja niezbyt lubiłam moje zdolności, czułam, że malarstwo jest przereklamowane i nic mi w życiu nie da (tak, nie miałam oleju w głowie). Wtedy w mojej klasie pojawiła się dziewczyna, która zaczęła również rysować i to znacznie ładniej, z prawdziwym talentem do tego. I ja po prostu się poddałam, Nie lubiłam i wciąż nie lubię rywalizować między zdolnościami, nie lubię tego, kiedy muszę się porównywać z innymi i użerać się przy "wyścigu szczurów" w tym, kto lepiej zrobił to, czy walczyć o to, kto będzie "klasową malarką". Dlatego się poddałam i oprócz rysowania koniecznych rzeczy na plastykę, w domu porzuciłam to całkowicie. Zatrzymałam mój rozwój rysownika aż do 2 gimnazjum, kiedy to chciałam znów zacząć rysować, tym razem coraz lepiej, po prostu zapragnęłam do tego wrócić..I powiem wam, że kiedy odkryłam, że nie idzie mi tak dobrze, jak chciałabym, po raz kolejny to porzuciłam na tyle, że do tej pory rysuję bardzo bardzo sporadycznie, w obawie, że znów mi nic nie wyjdzie tak, jak wyjść powinno.
Tak samo miałam z pisaniem- od dziecka pisałam wiersze i opowiadania, bo tak bardzo wierzyłam, ze kiedyś moje powieści będą bardzo popularne, a wierszy każdy będzie czytał z zapartym tchem bez znaczenia czy byłyby to wiersze dla dzieci, czy dla dojrzalszych. Po raz kolejny poddałam się z tym kiedy odkryłam, że stoję w miejscu i nic ale to nic mi absolutnie nie wychodzi, a pomysły się kończą.Po co mi pisać, skoro to nic mi nie daje? No właśnie, po co? 
Następny punkt- Taniec. Moja mama była dobra w tańcu i gimnastyce, a ja w dzieciństwie byłam bardzo rozciągnięta, najlepiej w klasie robiłam fikołki, potrafiłam zrobić gwiazdę, prawie że szpagat..ale taniec nigdy mi nie szedł, ciężko mi było zapamiętać kroki i powtórzyć je, chyba że po długim czasie, tak aż doszłam do perfekcji i nadal mam z tym problemy, wkrótce moje problemy z kręgosłupem wzięły górę i już kompletnie odechciało mi się ćwiczyć na wfie, tańczyć i robić cokolwiek. Poddałam się.
Śpiewanie- to też praktykowałam i powiem wam, że w tym przypadku najlepiej wychodzi mi nucenie pod nosem, albo śpiewanie pod prysznicem, lubię to robić ale nigdy nie brałam żadnych lekcji śpiewu, nie znam się na tym kompletnie więc też nigdy nie zrobiłam  z tym nic- zostawiam to innym! Bo ja się poddałam.
Blogowanie- etap, który praktykowałam od roku 2013 i sądziłam, że to w końcu coś, w czym będę dobra. Wiązało się to z dziennikarstwem (kiedyś naprawdę chciałam być dziennikarką) i myślałam, że polepszę moje zdolności, ale jak widać, nie wyszło mi to najlepiej. Poddałam się. (Chociaż jak widać, staram się wracać.) Jest jeszcze kilka podobnych rzeczy, których próbowałam, jak np. sport, ale jak sie spodziewacie- Poddałam się.
Angielski. Czyli coś związanego z dzisiejszym dniem- zawsze byłam osoba, która szybko łaknęła nowych języków, byłam dobra, ale nie najlepsza. Chciałam zaś po prostu się rozwijać w tym kierunku, ale nie uczyłam się, całe życie uważałam, że i tak to co już umiem mi wystarczy, ale przyszło gimnazjum i wtedy nastała bardzo duża ilość słówek i poziom się zwiększył do b2, a ja nadal olewałam to, mimo że tak bardzo chciałam się uczyć. Rewolucja nastała w marcu, kiedy było już tak blisko do testów gimnazjalnych, a ja chciałam napisać angielski jak najlepiej tylko potrafię. Zaczęło się od oglądania seriali po angielsku i na tym w sumie wtedy też skończyło, a wystarczyło, żebym tak bardzo zmieniła swój pogląd na to wszystko! I tak, udało mi się napisać w miarę dobrze. Ale potem odpuściłam naukę, czasem wracałam, czasem nie.. we wakacje w sumie nic nie zrobiłam żeby wskoczyć na wyższy level w tym wszystkim, do teraz (post jak się zacząć uczyć angielskiego już się szykuje) kiedy byłam podekscytowana programem FLEX, być może niektórym znanym ;).
Dwa miesiące starałam się, żeby tylko mój angielski był jeszcze lepszy i jeszcze lepszy- w końcu teaz umiejętność posługiwania się nim to norma, więc wstyd by był, gdybym nie umiała się nim porozumiewać. Miałam tyle nadziei i tyle motywacji, żeby się uczyć, że być może coś się uda, a jednak.. dziś dowiedziałam się, że jednak się nie dostałam do kolejnego etapu i moja przygoda skończyła się, nim się zaczęła. Czy się poddałam?
Moja pierwsza reakcja - serce mi stanęło ze zdziwienia, że tak szybko przyszły wyniki. A potem zrobiłam się cała czerwona, serce biło mi coraz szybciej, kiedy tylko przeczytałam 'NIESTETY NIE UDAŁO CI SIĘ". Wszystkie emocje ze mnie opadły i poczułam się taka..anty utalentowana. Pytania- może znowu nie jestem najlepsza? Czyżby to jakieś fatum nade mną ciążyło? Nawet w siebie uwierzyłam, ale wszystko odleciało w ułamku jednej sekundy.
Kolejne, co zrobiłam, to napisałam do mojej koleżanki, że po prostu przegrałam, nie dostałam się dalej..cały mój zapał do nauki po prostu się zmniejszył, wszystkie dobre myśli i marzenia również szlag trafił, pojawiły mi się łzy w oczach, ale nie dlatego, że nie dostałam się do dalszej częśći programu wymiany. ale dlatego, że po raz kolejny okazałam się gorsza, nieutalentowana, po prostu nie nadajaca się do niczego. I chciałam to porzucić. Znowu. Się. Poddać. 
Ale wiecie co.. to chyba oznacza, że nie powinnam się poddawać, jak przez te wszystkie lata, kiedy próbowałam sił w tylu rzeczach. Poczucie bycia głupiej, niemądrej osoby, która zaniża poziom społeczeństwa do reszty mnie dobiło, ale zdałam sobie sprawę- że to oznacza, że nie mogę się poddać w środku drogi!
Prawdą jest, że gdybym wtedy za młodu nie przerywała tych rzeczy, gdybym wciąż malowała, uczyła się tańczyć, śpiewać, pisać, blogować każdego dnia rozwijać swoje umiejętności, gdybym uczyła się angielskiego bez myśli, że i tak mi się nie przyda.. dziś na pewno byłabym dużo szczęśliwsza z tym, że coś mi jednak wychodzi, a tak to nie mam w sumie nic. 

Dlatego mam dla was rady!
  • Jeśli jesteś teraz w takim wieku, że szukasz swojej pasji, czegokolwiek, co będzie cie uszczęśliwiać - rób to dalej. 
  • Nie patrz na innych, rób po prostu swoje!
  • Nie porównuj się, nie konkuruj z innymi. 
  • Polepszaj swoje umiejętności, nie stój w miejscu
  • Nie zatrzymuj się!
  • Podążaj za tym, co czujesz! 
  • Niech nadzieja Cię nie opuszcza!
  • Pamiętaj, że nigdy nie jest za późno na naukę, więc możesz zacząć, kiedy chcesz!
  • Jesteś wartościowym człowiekiem, który robi coś dla siebie i dla własnej satysfakcji
  • Szukaj alternatyw! - nie poprzestawaj na jednej rzeczy, przecież jest tyle jeszcze do odkrycia!
  • I przede wszystkim - nie poddawaj się, jak zrobiłam to ja. Nie bierzcie ze mnie przykładu, bo ja poddałam się po jednej małe wpadce- bo nie mogłam zapamiętać jednego kroku, bo ktoś okazał się lepszy, bo raz zafałszowałam publicznie, bo ogarnęły mnie pesymistyczne myśli, że jestem do niczego.
  • Powracaj do tego, co kochałeś! 
  • Motywuj siebie, szukaj ludzi, którzy Cię zmotywują, którzy będą wsparciem, a nie zniechęceniem!
  • Nie marnujcie życia na upadki. 


everyone should be proud of yourself

DON'T SURRENDER, OKAY? 

But in order to get to the heart, 
I think sometimes you have to cut through, 
But you can ..

Just keep following!
The heartlines on your hand!
Just keep following!
The heartlines on your hand!
Keep it up!
I know you can!
Just keep following!
The heartlines on your hand!
Cause I am…

In some way, I'm there with you
Up against the wall, on a Wednesday afternoon
just keep following.
\\\

Życzę Wam miłego weekendu! 
Czytaj dalej »

20 lis 2016

HOPE

   Trzy miesiące szkoły już prawie za pasem. Nie potrafię sobie uświadomić, jak szybko ten czas zleciał.. Jeszcze niedawno był początek roku. Pierwszy stres, pierwsze oceny, nauka.
A tu już prawie grudzień. 
Zapomniałam totalnie o tym, że minęła druga rocznica mojego bloga, że miałam pisać regularnie, zadbać o siebie, a tymczasem wszystko się zaczęło walić. Zburzyły się moje plany, marzenia, wszystko szło po prostu źle. 
I co mogę jeszcze napisać? Chyba nigdy nie będę do końca szczęśliwa, zawsze znajdzie się coś/ktoś, kto wejdzie na moją drogę, a ja zawsze  będę się poddawać.
Jednak odkryłam, że nie po to wyszłam na powierzchnię, żeby teraz znów schodzić na samo dno! 
Podczas mojej przerwy w pisaniu, miałam momenty, kiedy chciałam całkowicie od tego odejść. Chciałam zakończyć to, zaszyć się gdzieś pod łóżkiem i odciąć od świata. Ale w środku paliło się małe ogniwko, zwane nadzieją. I ono mnie trzymało przy tym, aby to wszystko ciągnąć. 

Nigdy nie traćcie nadziei.
Nigdy nie zapominajcie, że jest coś, co będzie nas trzymać przy życiu.
Zza chmur zawsze wychodzi słońce.
I ono wkrótce wyjdzie.
Pamiętajcie, że to zależy od naszego nastawienia. Nie ważne, jak bardzo źle będzie, macie życie. Zostaliście powołani do tego, aby polepszać świat, aby żyć godnie, bezpiecznie, szczęśliwie.
Ja powróciłam tu ze zdwojoną siłą, aby kontynuować to, co zaczęłam 2 lata temu. 
Szykujcie się na nowe posty, moje przemyślenia, no i ogólnie wiele ciekawych rzeczy.

musisz odnaleźć nadzieję i nie ważne, że nazwą Ciebie głupcem

nie jest to rana śmiertelna, bo nie można zadać rany śmiertelnej czemuś, co jest nieśmiertelne. 
nie można uśmiercić nadziei

okropnie przykro jest patrzeć, jak umiera nadzieja

Nie re­zyg­nuj z nadziei, nie daj się po­nieść roz­paczy z po­wodu te­go, co się stało. Opłaki­wanie te­go, co nie wróci, co zos­tało stra­cone bez­powrot­nie, jest naj­gor­szą z ludzkich słabości. 

Nadzieja to dob­ra rzecz. Może naj­lep­sza ze wszys­tkich. A ta­kie nig­dy nie umierają. 



Czytaj dalej »

11 lip 2016

Happy Bday

Co roku obchodzimy dzień, w którym świętujemy swoje urodziny. Dorastamy, jesteśmy starsi aż o jeden rok. 
Krok do dorosłości czy coraz bliżej do śmierci?
Jestem jeszcze bardzo młoda i być może życie przede mną, ale czuję się, że przeżyłam już tyle, że więcej nie chcę- po prostu czuję się STARO.
Też macie takie wrażenie, że jesteście już zbyt dojrzali, aby dalej świętować? Małe dzieci lubią mieć urodziny, by cieszyć się z prezentów. Nie każdy je dostawał i dostaje, ja chcę tylko zapomnieć o tym, że mam tyle lat, ile mam.
Przecież to tylko nic nieznacząca liczba. Co z tego, że mam już tyle, albo dopiero tyle lat. 
Nie chcę dorastać.
Nie chcę się zmieniać.
Nie w ten sposób. 

Nie chcę, aby ktoś mi wysyłał życzenia na facebooku, one i tak nie dadzą tego samego, co te złożone na osobności twarzą w twarz.
A może życzenie wypowiadane przy trocie i świeczce to bujda?
Może to się nie sprawdza, a my tylko wierzyliśmy, że to coś da. 

Dziś kończę dopiero/aż *niepotrzebne skreślić* szesnaście lat. Szesnaście szczeniackich lat. 
Nie jestem taka dorosła, tylko starsza, o jeden rok. A tyle się zmieniło. Zawsze chciałam, aby ten dzień był wyjątkowy. Abym była szczęśliwa i żeby to wszystko wyglądało jak w amerykańskich filmach, tylko po co, skoro jestem ja, mama i bracia. Nikt więcej. A daje mi to poczucie satysfakcji, bo dziś jestem niezadowolona, a później będę dziękować, że miałam co jeść i że moi rodzice tak bardzo się dla mnie starali.

Szczęśliwych urodzin,wszystkiego najlepszego, Lipcowa. 
Bądź szczęśliwa. 


Czytaj dalej »

3 lip 2016

Nameless

The broken soul was found in the girl
She fell in love with a devil, which caused:
Sick piece of her heart was like a stone cold
Her thoughts were obsessed
with death or her blood
The devil kissed her again and again
She realized it was her biggest mistake
She noticed she was under his curse
She was blind too soon, what else was worse?
He took her light and took her joy
she noticed he was just a boy
who was too greedy and wanted more
but she was lightweight and (she) died too soon.
Her soul was a sword but not strong enough
to kill a devil who took her life
All friends were asking
"What's happening with her?
They saw only a girl with a fear and obsession
she was screaming out loud and she lay on the bed
Nobody was seeing why she was afraid
A little too much to stay there alone
to stay very strong and save the zone
And one day a devil came to her mind
he sucked all the strength and forbade to survive
Bit by bit she was losing the power
Porcelain skin was gray in an hour
she got the scars and wound on the heart
her psyche was just falling apart
Her wounds were opened and ready to bind
But the devil came again to destroy and change
her last extreme feeling
which made him nervous and angry, really
Even though there was nothing left in her love
she didn't respond, she was like a stone cold
she stopped being afraid,
and this saved her
pieces of feelings were so much craved
the Feeling  misleading and deceptive
it showed her a new perspective
This choice won against the stealing of the souls
What was the weapon? 
INDIFFERENCE, that's all.

-Elizabeth (Lipcowa) XXX V MMXVI


Nie pytajcie, dlaczego i o co chodzi w tym poście. 
Chciałam Wam tylko przedstawić mój pierwszy w życiu wiersz napisany po angielsku. 
Nie obawiajcie się masy błędów, gdyż był sprawdzany przez Native'a i mogą się pojawić w najgorszym przypadku pojedyncze. Albo po prostu próbując tłumaczyć, stwierdzicie, że to nie ma najmniejszego sensu. But I don't care.
Nie będę komentować znaczenia, przesłania, drugiego dna. 
To tym razem- zostawię Wam. 
Przeczytajcie w spokoju i pomyślcie nad nim. 
Nie wszystko musi mieć nazwę. 
Nie wszyscy są wyraźni.
Nie wszyscy sobie radzą w życiu.
Każdy ma inną broń.
Każdy ma inny cel.
Każdy ma inne problemy.
Ale i tak najlepiej być nameless. 
Bądźmy czasem anonimowi  tajemniczy. Zostawmy zagadkę. 
Niech to będzie nasz mały sekret, okay?
Potraficie go dotrzymać?

Czytaj dalej »

25 cze 2016

Koniec, czyli początek wszystkiego

   Nie muszę chyba mówić, że wczoraj był najwspanialszy dzień w życiu wszystkich uczniów, czyli koniec roku szkolnego, prawda?
Dla mnie było to podwójne szczęście, gdyż oficjalnie skończyłam gimnazjum!
Jednak zakończenie nie było takie, jakiego się spodziewałam. Trochę mniej wzruszeń, niż przypuszczałam (większość ludzi i tak idzie do tego samego liceum, ten sam profil, więc..), ale chyba się uodporniliśmy, to nie koniec świata!
Dostałam 3 nagrody, w tym jednej się nie spodziewałam, największa ilość w mojej karierze :D
A i średnią miałam najwyższą, z czego jestem dumna.
Co dalej?
Kiedy przybyłam  do domu, już jako absolwentka, z uśmiechem na twarzy, nie wiedziałam co mam robić. Na początku czerwca miałam dokładnie ustalone, jakie mam plany, ale chyba nie jestem gotowa.. nie myślałam, że tak szybko ten czas zleci, że teraz jest czas, aby coś zmienić.
Będąc 9 lat w tym samym budynku i mieście, przyszedł czas na zmianę otoczenia i szkoły, rówieśników, poziomu nauki- w końcu liceum to już inny etap niż gimnazjum. 
Były gorsze i lepsze chwile, ale jeszcze pamiętam, jak płakałam i odliczałam, ile do końca roku- uważam, że jednak 3 klasa była najbardziej emocjonalną klasą spośród wszystkich- najwięcej się wtedy wydarzyło, niejednokrotnie miałam chwile załamania..ale przetrwałam. 
Przetrwałam, a jeszcze niedawno był 1 września..
Teraz czas na początek. Nowy początek.

Jakie mam plany?
-Na pewno chciałabym polepszyć swój angielski, gdyż to on będzie mi potrzebny w przyszłym życiu.
-Muszę zacząć ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć! Najpierw- zdrowie, czyli moje zalecenia na kręgosłup, a potem na nogi, które jednak muszę trochę wyrzeźbić, jak i całe ciało.
Czasem lubię się porządnie zmęczyć, więc czemu nie w taki sposób? 
-Praca. Pieniądze na drzewach nie rosną, niestety..
-Wygląd. Każdy chyba w liceum chciałby pozbyć się dawnego siebie- ja nie zawsze dobrze się czuję w swoim ciele, więc czas coś z tym zrobić. 
To są takie najważniejsze, bo mam jeszcze takie mniej ważne!
Trzymajcie kciuki za moje pracowite lato!  Mam nadzieję, że się nie rozleniwię 
A jak u was wyglądało zakończenie? Macie plany na wakacje? Do jakiej klasy teraz idziecie?

Buziak!
Czytaj dalej »

25 maj 2016

Don't Panic (And Mother's Day)

Zdarza się, że panikujemy, boimy się wszystkiego, a zmiany wywołują u nas dreszcze.
Jednak nie boimy się zmian, a ich konsekwencji, tego, co pomyślą ludzie, kiedy nie będzie już tak, jakby chcieli.
Przychodzi czas, kiedy trzeba stawić czoło problemom, temu, czego potrzeba, wyrok ostateczny. Nie uciekajmy. Nie panikujmy. Zmierzmy się  tym,
Pamiętajmy, że to dopiero początek nowej drogi, początek powolnej, długiej drogi do szczęścia.
Wkrótce, będzie wszystko dobrze, musimy przetrwać " - powtarzajmy sobie.
Don't panic!
Zmieniamy swoje poglądy, albo tak jak ja, obecnie, zmieniamy szkołę, idziemy dalej, w innym kierunku, poszerzamy horyzonty?
Czego się boję? Ludzi, że nikt mnie nie polubi, albo ja nadal będę nieśmiałą dziewczynką, zagubioną z masą obsesyjnych myśli , że nie poradzę sobie w nowym środowisku.
Właśnie dzisiaj byłam złożyć podanie do mojego liceum, w którym od września zamierzam się uczyć. Szkoła (widziałam niestety sam korytarz główny) jest spora, wokół jest dużo zieleni, jest nawet park, więc środowisko jak najbardziej na plus! I może nie wszystko ułoży się tak, jak byśmy chcieli, ale na pewno jeśli zaczniemy coś robić, będzie dobrze!
Don't panic!
Obsesja- stop! Uczucie paraliżu- stop! Strach- to on nas  podkręca do działania! 
I tak ma być! 
A tymczasem, aby post miał ręce i nogi, zapraszam Was do przejrzenia kilkunastu moich dzisiejszych zdjęć- taka piękna pogoda, więc wypadałoby w końcu napisać jakąś normalną notkę, prawda? ;')

























Jeszcze chciałabym dodać parę słów odnośnie jutrzejszego DNIA MATKI- Poświęćcie im czas, podziękujcie za wszystko, co dla nas zrobiły, że otoczyły troską, bezpieczeństwem. Powiedzcie, że je kochacie. 
Wszystkim matkom, także tym przyszłym, składam najlepsze życzenia! ☻♥

Buziak!
I na koniec przepiękna piosenka mojej Eleny:*


Czytaj dalej »

21 kwi 2016

Testy, testy i po testach...

Jak wiecie, przez ostatnie 3 dni uczniowie trzeciej klasy gimnazjum musieli przystąpić do egzaminów gimnazjalnych. Co oznacza, że ja też musiałam.
I co mogę stwierdzić, po tych paru dniach udręki? Że mogłam się bardziej przyłożyć..
Muszę Wam powiedzieć, że w tym roku wyjątkowo łatwe były testy, a przynajmniej dla mnie, mimo, że wszędzie poszło mi dobrze. Ale zagadnienia były podstawowe. 
Jednak jedyne co mi nie wyszło, to nauka. Mogłam się bardziej przyłożyć, powtórzyć, albo chociaż przez te 3 lata uczyć się systematycznie. 
Nie wyszło, ale czy żałuję?
Najbardziej przyłożyłam się do polskiego, historii i angielskiego- nie ukrywając, że właśnie one poszły mi najlepiej.  
I w sumie jestem zadowolona z nich, nie oczekiwałam więcej, niż mam obecnie :) 
Jedynie matematyka i przyrodnicze okej, ale nigdy nie przepadałam za tymi przedmiotami :))
A teraz jest czwartek i baardzo się cieszę, żę to już koniec! Naprawdę, dziękuję, bo stres ze mnie odszedł. Teraz tylko czekać na wyniki!
I chcę tylko dać radę  tym, co będą pisać egzaminy w przyszłości- nie bójcie się! Te testy aż tak wiele nie znaczą w waszym życiu.
A Wam jak poszło? (jeśli pisaliście)


Przepraszam za taki krótki post, ale ostatnio nie mam weny :))
Buziak!
Czytaj dalej »

5 kwi 2016

[Daily Note] Nie wiem, jaki powinien być tytuł..

Chyba każdy z nas ma takie dni, kiedy ma ochotę nie wychodzić z domu, rzucić wszystko gdziekolwiek i być obojętnym,
Chyba każdy z nas miał taki dzień, kiedy nie mógł tego zrobić i  był zmuszony do swoich obowiązków, do wypełnienia tego, co miało zostać zrobione.
Chyba każdy z nas miał taki dzień, kiedy coś nie poszło po jego myśli i wydarzył się mały wypadek, który zrujnował dalsze życie.
Mój rozpoczął się wczoraj.
Może na początek przyznam się Wam, że od dawna miewałam dziwne sny, w których przewijała się liczba 4- a dokładniej data, która dotyczyła każdego czwartego dnia miesiąca. Był to znak, że muszą być to jakieś niesamowite dni, gdzie może się coś zdarzyć- niesamowitego, cudownego, po prostu fajnego. I tak się złożyło, że 4 kwietnia wydarzyło się właśnie coś..
Najpierw miałam jechać razem z moim bratem do miasta, aby odbyć wizytę u pani doktor, który sprawdzi mój kręgosłup i zapisze na kolejne zajęcia rehabilitacyjne.
Niestety, 4 kwietnia okazał się bardzo, bardzo pechowy...
   A wszystko rozpoczęło się, kiedy od tygodnia moją mamę bolał niepokojąco brzuch, na tyle, ze zdecydowała się pójść z tym do lekarza, który.. zalecił wizytę w szpitalu, akurat wczoraj.
Byliśmy bardzo roztrzęsieni, ja z moim bratem, gdyż na oddziale nie dość, że było duszno, nie dość, że było mnóstwo ludzi, to.. czekaliśmy od 13 do 16 (3 godziny) zanim przyjęli ją na jakiś wydział.
Tabliczka informująca nas, że czas oczekiwania może wynosić średnio 6 godzin wcale nas nie pocieszał, nie uwzględniając tego, że niektórzy nie mieli nawet, gdzie siedzieć i mój tata przez ten cały czas stał pod ścianą.
Zabieganie i opóźnienia lekarzy frustrowały wszystkich dookoła i ja także chciałam być tylko w domu. Kiedy w końcu moja mama mogła udać się na badania.. czekaliśmy w korytarzu 6 godzin (od szesnastej).
Byłam strasznie, niemiłosiernie zmęczona, a przez to, że nie byłam w szkole, myślałam tylko o tym, żeby odpisać lekcje, o tym, że mam do nauczenia się na sprawdzian i tonę innych rzeczy. Tylko do szkoły.
Przez sześć bitych godzin, mój młodszy brat zaczął płakać z nerwów, co może się stać mamie i samego zaczęła boleć noga. Siedział na torbie i wpatrywał się w podłogę, chociaż widział, że długo tak nie wytrzyma. Ja jakimś cudem znalazłam wolne krzesło i mogłam usiąść, nasłuchując roześmiane sekretarki, zajadające ciastka, popijające kawę i krzyczące na przybyłych, ze nie mogą nic zrobić. Krzyczące, powtarzam, nie mówiły tego łagodnie.
Przez sześć godzin nie wiedzieliśmy co z naszą rodzicielką, bo nikt nie chciał udzielić informacji. Na domiar złego, policja zaczęła przyprowadzać pijanych kierowców (w tym strasznego starego dziadka, który się awanturował), którzy mnie przerażali na tyle, ze miałam ochotę uciec.
Tak wygląda rzeczywistość, która pokazuje, jak wygląda oddział szpitalny, gdzie czekanie wynosi przynajmniej 6 godzin, a w całym ośrodku jest tylko jeden lekarz.
Przyznam się Wam, że byłam w pół nieżywa, bo nie jadłam nic, tylko w środku drogi zjadłam trochę ciastek, i do tego zmęczona tą niecierpliwością,.
Około godziny 22 zaczęła mnie boleć głowa i myślałam, że zemdleję. Było już tak ciemno, aż w końcu mogliśmy odejść do samochodu, bo w końcu ktoś nam powiedział łaskawie, ze jednak mama zostaje. Na cały bity tydzień, bez informacji, co dokładnie jej dolega.
Nie wiem jak na to wszystko reagować, bo to miał być szczęśliwy dzień, bo każdy 4 dzień miał coś znaczyć, a co mnie spotkało? Samo nieszczęście.

Piszę ten post dopiero o tej godzinie, bo dopiero teraz skończyłam przygotowywać notatki i uzupełniać lekcje z poniedziałku, a pozostała jeszcze nauka i projekty.
Przepraszam, ze dziś trochę ponarzekałam, ale musiałam opisać Wam choć w małym stopniu i wielkim skrócie jak minął mi ten oczekiwany dzień, który zapisywałam sobie na ręce, odkąd tylko zaczął mi się śnić. Bardzo się boję kolejnych czwartych. Mogą być dużo gorsze :/

A u Was co się ostatnio działo? Macie jakieś historie związane ze szpitalem? A może też mieliście męczący dzień? Piszcie!
Buziak!
Czytaj dalej »

8 mar 2016

Feministyczny post! Nie wchodzić!

Tak, to już dziś. Ósmy marca, czyli dzień Wszystkich Kobiet Na Świecie. I co dalej?
A no właśnie, co dalej?
Ja całkowicie zapomniałam o tym, że to już dzisiaj. A przecież to niby takie ważne "święto". 
Gunwo prawda, za przeproszeniem. To tylko jedyny oficjalny dzień w roku, gdzie mężczyźni są zmuszeni do ofiarowania swojej ukochanej kwiatka, czekoladki, czy czegoś tam. Wtedy każdy myśli "Ta to ma szczęście! Takiego chłopaka, to każda by chciała.." "Jakie ładne kwiaty jej podarował". 
Ale to tylko przez ten jeden dzień. Przez te 24 godziny w ciągu 366 dni. A reszta wygląda tam samo, jak zawsze. Kobiety usługują wszystkim, robią za wszystkich i nic z tego nie mają, ale to przecież kobiety i tak mają robić, to ich druga praca (lub pierwsza, jeśli nie mają tej poza domem). 
Osobiście mnie denerwuje, kiedy widzę, że nagle, w ten jeden, jedyny dzień nagle wszyscy chłopacy i już dorośli faceci stają się tacy milutcy dla kobiet, składają życzenia, całują. A następnego ranka
-Do garów!
No chyba nie. 
Ale też nie wszyscy pamiętają- założę się, że połowa chłopców nie będzie pamiętała, a o swoim "święcie" mówili już miesiąc przed (w moim przypadku).
Chciałbym, żeby ten dzień nie istniał, żeby nikt nie musiał udawać przed kimś, żeby nikt siebie nie oszukiwał, że chciałby równouprawnienia. I niech nikt nie wyzywa feministek.
Tak, od jakiegoś czasu w internecie i nie tylko występuje niezła nagonka na feministki. Ludzie się z nich śmieją, wyzywają- ale to nie prawdziwe feministki. 
Te prawdziwe chcą równouprawnienia dla wszystkich, nie tylko dla kobiet. Chcą, żeby każdy człowiek czuł się bezpieczny w swojej skórze i cieszył się tym, że może żyć, 
Jednak nie wszędzie tak jest. 

Kiedy widzę, że kobieta (np.moja mama) zasuwa od rana do nocy- sprzątajac, gotując, piorąc, opiekując się dziećmi, paląc w piecu, robiąc wszystkie zadania nie tylko domowe, ale też te "dla mężczyzn" to szlag mnie trafia. Tu przynieś to, weź mi ugotuj tamto, a tu niedokładnie umyłaś. 
Tak żyje większość Polek i nie tylko. Moja mama, babcia, ciocie, i inne kobiety, które zostały przytwierdzone na zawsze do kuchni, bez zawodu, bez realizowania swojej pasji i swoich marzeń. 
I tak było na zawsze. Być posłuszna (i już nie chodzi mi o to, że mężczyźnie, ale ogólnie), cicha, nie odzywać się, nie wyrażać swojego zdania, nie mówić, jak jest naprawdę, udawać szczęśliwą, pracować, rodzić dzieci, uśmiechać się niezależnie od humoru i być na każde zawołanie. 
Ja nie chcę tak żyć. Powoli wszystko się zmienia i młode pokolenia dzielą się obowiązkami, ale co z dawnymi małżeństwami? 
Co takiego złego jest we płci pięknej, że jest zmuszana do czegoś takiego? A może chodzi o tradycję? Albo o to, że jesteśmy za słabe? (Ciekawe czemu moja mama sama potrafi więcej niż nie jeden chłopak...)
Nie chcę obrażać płci przeciwnej, bo nie o to mi chodzi. Nie chcę wsadzać wszystkich do jednego wora, bo każdy ma wady, ale częściej słyszy się o gwałtach na kobietach, o pobiciu kobiet, o ich przegranym życiu w starej chacie przy zlewie ,w wiecznej udręce niekończących się obowiązków i braku przywilejów.
Weszłam na facebooka i co widzę "Walczymy o równouprawnienie na całym świecie"- na pewno pisząc takie posty pomożesz innym. Oto moje zdanie na ten temat. 


Jeśli ja miałabym być zmuszona do czegoś takiego, to od razu bym się spakowała i zaczęła życie na własną rękę- nie ważne, że byłoby ciężko. Byłabym niezależna i robiła wszystko z własną wolą. 
Bóg tworząc człowieka i dając mu umiejętność mowy, rząd, który dał wolność słowa- oni zagwarantowali ludziom takie prawa- w takim razie dlaczego nie wszystkim?
Oglądając program dokumentalny "Kobieta na krańcu świata" byłam niekiedy przerażona, usłyszawszy jak się żyje innym paniom, pod kloszem, bez wolności. I myślę, że ten problem nie ustąpił, niestety. Ja też, pisząc to, nie pomogę, ale chociaż chce poruszyć ten temat, bo coś mnie zmusza, żebym nie milczała. Trzeba o tym mówić. 

Także, wszyscy chłopcy/mężczyźni- traktujcie swoje dziewczyny (mamy, babcie, ciocie, siostry, dziewczyny, żony, teściowe) tak, jak Wy chcielibyście być traktowani, nie tylko 8 marca, ale codziennie. Dziękuję.
Mój post został napisany bardzo ogólnikowo- nie odnoszę się tu do wszystkich kobiet, bo wiem, że znajdą się też takie, co żyją jak księżniczki. Nie zamierzałam obrażać innej płci, więc nie chcę, żeby ktoś mi zarzucał, że "Przecież zdarzają się też podłe suki", bo doskonale o tym wiem.
Zdaję sobie także sprawę, iż wasze mamy, czy kogo tam macie, mają udane życie, pracują, dobrze zarabiają, są szczęśliwe, bo też o tym wiem. Ale ja też przeżyłam na własnych oczach, co to znaczy skończyć, jak sierota i być podporządkowana innym. Nie wszyscy to widzieli, nie wszyscy przeżyli, ale każdy słyszał i może sobie wyobrażać, jak ciężko jest uciec od schematu.

Dlatego Wam drogie dziewczyny życzę szczęścia, dużo zdrowia, niezależności, spełnienia marzeń, przygód, radości, wymarzonej miłości, i chęci do zmieniania świata i PRAWDZIWEGO walczenia o to, żeby żyło się lepiej każdemu człowiekowi. 
Wszystkiego najlepszego kobiety!

Buziak!
Czytaj dalej »

18 lut 2016

Wszystkie psy idą do nieba...

Śmierć jest zjawiskiem naturalnym, oczywistym i czymś, co zawsze kiedyś nadejdzie.
Niestety dotyka nie tylko ludzi, ale wszystkich istot na całym świecie, zwłaszcza zwierząt. 
Siedem miesięcy temu moją idolkę dotknęła okropna wiadomość, a mnie dzisiaj też coś wstrząsnęło. 
Dlatego mam motywację, aby napisać tego posta i podzielić się z Wami sytuacją z życia mojej idolki, jak i mnie.

Miałam w swoim życiu wiele zwierzaków. 
Nie wszyscy mnie lubili, ja nie lubiłam wszystkich, ale miałam zdolność empatii i każda śmierć (a było ich wiele) wywoływała u mnie burzę w umyśle. Każda nieprzespana noc i smutek był powodem, że nauczyłam się kochać szybciej. 
Rok i 4 miesiące temu narodził się nowy członek mojej rodziny, którego uratowałam. Mógł umrzeć, ale moja determinacja go przytrzymała i teraz jest moim najlepszym przyjacielem, którego kocham i ja też wiem, że on mnie kocha. 
A teraz zaledwie tydzień i parę dni wystarczyło, abym kogoś innego tak samo pokochała. 
Był to nowo narodzony szczeniak, dosłownie prawie 2 tygodnie temu. Miał 4 rodzeństwa. Kiedy się urodził, był najmniejszy i najsłabszy. Starsze rodzeństwo go odpychało od jedzenia, przez co on nie mógł jeść. Kiedy oni sporo urośli, on nadal był mały, mniejszy od mojej dłoni (która też jest mała).
Nie mogłam pozwolić, aby odszedł. 
Miał wiele siły. 
Próbował walczyć, nie poddawał się. Chciał żyć, bo ruszał się więcej od reszty piesków, wołał o pomoc. 
Razem z mamą postanowiłam, abyśmy go same dokarmiały mlekiem krowim, ze strzykawki. Powoli, każdego dnia dostawał 2-3 razy małą dawkę.
Pił, a potem spał. I tak było przez 3 dni. Był najsłodszym stworzeniem na tej ziemi, a mimo to, Bóg chciał inaczej. 
18 lutego 2015 roku jego serce zabiło po raz ostatni. 
Oznajmiła mi o tym mama, kiedy chciała go ponownie wziąć i nakarmić, niestety on był przygnieciony przez swoich braci. Można zatem sądzić, iż była to śmierć z powodu tego, że któryś ze szczeniąt go przygniótł, albo po prostu najpierw zmarł z głodu, ze swojej małej wagi.. 
Mam łzy w oczach, które powoli spływają po moich policzkach, ale chcę być silna. Stworzenie, które znałam lekko ponad 7 dni opłakuję jak kompana, który towarzyszył mi całe życie. Wszystko we mnie pęka, nie potrafię już tak samo myśleć.

Będąc małym dzieckiem, miałam wiele psów, które niestety musiały opuścić moje życie i pozostawić na zawsze w wiecznej żałobie i smutku.. 
Bardzo kochałam zwierzęta i każda śmierć, nawet, jeśli nie przepadałam za jakimś, była okropną tragedią. 

"Wszystkie psy idą do nieba, więc nie martw się... więc nie martw się..
Wszystkie psy idą do nieba, tak to już jest, tak to już jest....
Odwiedzisz je we śnie..."- to napisała 9 letnia dziewczynka, która wierzyła, że zawsze będzie mogła towarzyszyć swoim psom..To byłam ja.

I każdej nocy śniły mi się moje zmarłe psy..
Ale teraz już wiem, ze to przeszłość., 
Wszyscy idą do nieba, każdy aniołeczek będzie z nami na zawsze, a rana zniknie.. Wspomnienia zostaną. 
Dziękuję  mojemu tygodniowemu szczeniaczkowi, że był silny. 
Że walczył, że miał serce,
Nawet sobie nie wyobrażacie, jaki on był mocny, jaką miał silną wolę. Mógł dużo zdziałać, mógł być naszym kompanem. 
A teraz.. pozostaje się modlić.
Za każdym razem mam łzy w oczach, kiedy sobie przypominam, jak chciał żyć. Próbował, był wojownikiem.  
Kocham Cię, kochanie. 
Będę się modlić dla Ciebie. 
Będę Cię pamiętać, 
Nie zapomnę, obiecuję. 
Nauczyłeś mnie walczyć. 
Nauczyłeś mnie kochać wszystkie istoty.
A ja mam czyste sumienie, bo chciałam Cię uratować. 
Nie udało się, ale wiem, że byłbyś najlepszym psem na świecie.
Zawsze będziesz w moim sercu. 
Aniołku, słowiku, po prostu przyjacielu. 

Przepraszam za taki mało poukładany post, ale chciałam w jakiś sposób uhonorować jego śmierć, aby wiedział, ze o nim wciąż pamiętam. Nawet, jeśli nit tego nie skomentuje, czy nie przeczyta, nie obchodzi mnie to. 
Jedyne, co mogę Wam polecić- na każdego czeka śmierć, i na wasze zwierzaki. Kiedy przyjdzie ostatnia godzina, bądźcie szczęśliwi i dumni, ze miały takie wspaniałe życie z Wami, i Wy z nimi. 

Buziak!
Czytaj dalej »

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia