Musimy umieć się przyznać przed sobą, czy korzystamy jeszcze z formy rozrywki, która kiedyś stanowiła bazę kulturową ludzi wykształconych, inteligentów oraz każdego, kto chciał poczuć się przez chwilę, jak w innym świecie. Mowa tutaj oczywiście o teatrze w wielu znaczeniach tego słowa! Przedstawienie, występ, spektakl, gra- jakkolwiek tego nie nazwiecie, wszystko będzie się odnosić do artystycznego wydarzenia, które gromadzi ludzi ze sobą i pozwala przenieść się w inny wymiar,
w zależności od realizowanego tematu. To chyba dlatego tak bardzo kocham oglądać występy ludzi na żywo i dlatego nawet gra świateł, muzyka grana w tle i budująca klimat fabuły, wywołuje u mnie ciarki na ciele. Jestem bierna, ale zarazem poddana temu urokowi. Gram w duchu. Czuję, że żyję. Nie wstydzę się.
Już w antyku odnotowano pierwsze oblicza tej rozrywki, które oczywiśće rozwinęły się i przetrwały aż do dzisiaj. Poprzez średniowieczne występy błaznów, po szekspirowski teatr, aż do perłowej epoki baroku, finalizując w końcu do pozytywistycznej idei theatrum mundi, w której każdy gra głowną rolę dramatu swego życia, aby w odpowiednim momencie zejść ze sceny. Przez tyle wieków wciąż korzystmy z tego samego źródła i cieszymy oczy widowiskiem utworzonym tylko i wyłącznie przez człowieka. I tak aż do chwili obecnej, w której nowoczesność bije mnie po głowie swymi pomysłami
i inspiracjami, doceniam piękno kryjące się w tej idei. Kiedys dla szlachty, inteligencji, dziś dla starych babć, a niesłusznie! Dlatego jestem zdania, że jako młodzi ludzie, tym bardziej powinnismy doceniać występy, chociażby lokalne i kupować bilety, by wspierać amatorskich artystów, aby ta branża nadal się rozwijała tak prężnie, jak do tej pory. Oraz abyśmy umieli spojrzeć nie tylko na szklane ekrany..
W wierszu Wisławy Szymborskiej, opisującym magię zawieszenia w próżni między zakończeniem występu i ostatnim opadnięciem kurtyny, rozmyślaniami po akcie piątym, mamy do czynienia
z admiracją i apoteozą kulis i tego, co dzieje się przy samym finale. Dla poetki najpiękniejszym momentem jest przeistoczenie się aktora w bohatera, ich skupienie i gotowość, aby wejść na scenę, dać kolejny wspaniały akt. Szymborską najbardziej interesuje wycinek świata aktorskiego, gdzie kończy się sztuka, ale jeszcze nie zaczyna realne życie. Bo to ten fragment jest najbardziej fascynujący, połączenie się z teatrem będąc gdzieś pośrodku.
Zobaczcie sami:
Wrażenia z teatru
Najważniejszy w tragedii jest dla mnie akt szósty:
zmartwychwstanie z pobojowisk sceny,
poprawianie peruk, szatek,
wyrywanie noża z piersi,
zdejmowanie pętli z szyi,
ustawianie się w rzędzie pomiędzy żywymi
twarzą do publiczności.
Ukłony pojedyncze i zbiorowe:
biała dłoń na ranie serca,
dyganie samobójczyni,
kiwanie ściętej głowy.
Ukłony parzyste:
wściekłość podaje ramię łagodności,
ofiara patrzy błogo w oczy kata,
buntownik bez urazy stąpa przy boku tyrana.
Deptanie wieczności noskiem złotego trzewiczka.
Rozpędzanie morałów rondem kapelusza.
Niepoprawna gotowość rozpoczęcia od jutra na nowo.
Wejście gęsiego zmarłych dużo wcześniej,
bo w akcie trzecim, czwartym, oraz pomiędzy aktami.
Cudowny powrót zaginionych bez wieści.
Myśl, że za kulisami czekali cierpliwie,
nie zdejmując kostiumu,
nie zmywając szminki,
wzrusza mnie bardziej niż tyrady tragedii.
Ale naprawdę podniosłe jest opadanie kurtyny
i to, co widać jeszcze w niskiej szparze:
tu oto jedna ręka po kwiat śpiesznie sięga,
tam druga chwyta upuszczony miecz.
Dopiero wtedy trzecia, niewidzialna,
spełnia swoją powinność:
ściska mnie za gardło.
Tym krótkim postem zachęcam wszystkich czytelników do przygotowania się na nowe posty, poświecne tej tematyce, ku pochwale tej niezwyklej dziedziny oczywiście z perspektywy laika Lipcowej!
Lipcowa.