Rzadko sięgam po romansidła, tym bardziej te z działu beletrystyki Od zawsze odstraszały mnie swoją powierzchownością i kojarzyły jedynie ze starszymi rozwódkami rozmarzającymi się nad tym, że może i one spotkają kolejną miłość i ktoś je w końcu zechce..Dlatego zazwyczaj omijałam je szerokim łukim, a zaczytywałam w powiesciach przygodowych, wojennych, historycznych,
w których wątkiem pobocznym były relacje romantyczne, nie przytłaczające całej fabuły- wtedy mogłam to przeżyć, potrafiłam to zaakceptować. Jednak i we mnie coś pękło i postanowiłam sięgnąc po lekką i przyjemną lekturę na jesienny wieczór, na jeden dzień. Wtem na horyzoncie pojawił się on..Nicholas.
Znałam Sparksa z jego popularnych romantycznych powieści. Słyszałam o "Pamiętniku", ";Liście
w butelce" i "Ostatniej piosence", z czego oglądałam tylko Last Song z Miley Cyrus. W końcu na pierwszą książkę to-actually-read wybrałam Jesienną Miłość (straszny tytuł, tak przy okazji), gdyż
w mojej szkolnej bibliotece zaciekawiła mnie wizja przeczytania krótkiego romansu. Z tyłu wyczytałam, że są to lata 50 w USA, i zrobiono na jej podstawie film "Szkoła Uczuć". Wzięłam.
Co z tego wyniknęło? Czy było szybko, lekko i przyjemnie? Zapraszam do recenzji!
1. Informacje główne
Tytuł oruginału: A Walk To Remember (po polsku "Jesienna Miłość")
Rok wydania: 1999
Wydanictwo:
Liczba stron: 224
2. Opis
W małym mieście, w stanie Karoliny Północnej, USA, spotykamy się ze zwykłymi uczniami liceum, którzy zmagają się ze zwykłymi codziennymi problemami w swoim nudnym nastoletnim życiu. No chyba, że mówimy o Jamie Sullivan- 18latce uznawanej w swojej szkole za dziwaczkę. Dziewczyna czyta Biblię, nie ma przyjaciół, nie chodzi na imprezy. Kiedy Landon Carter zaprasza ją na prom, ich życie diametralnie się zmienia...
3. Moja opinia
Czytając opis nie nastawiałam się na coś wielkiego, ale zapomniałam, że to w końcu Nicholas Sparks, który nie bez powodu zyskał popularność. Przypadkiem natknęłam sie na ciekawostkę, że autor zainspirował się swoją siostrą chorującą na raka i wtedy zrozumiałam, ze Jamie umrze. Nie chciałam tego czytać, bo wiedziałam, że pęknie mi serce, a z drugiej strony czułam w głebi, że motyw tragicznej milości kochanków rozdzielonych przez śmiertelną chorobę organizmu jest tak banalny, że nie uronię łzy. Oh, jak bardzo się myliłam.
Sparks ma tak charakterystyczny styl pisania, że czuję, że poznałabym jego dzieło nie znając ani tytułu ani nazwiska przypadkowej książki- od razu widzimy, że pierwsza osoba liczba pojedynczej wskazuje na narratora subiektywnego, który widzi świat swom okiem i będzie oprowadzać czytelnika według tego, co on wie i co w danej chwili odczuwa. Tak dzieje się z Landonem, którego poznajemy wzdłuż i wszerz jako już starszrgo mężczyznę opowiadającego swoją młodzieńczą historię, a dzięki temu, że to on został obsadzony jako postać wiodąca, możemy wgryźć się w jego duszę i dostrzec, że nie jest wcale takim rozrabiaką, na jakiego go kreują. Podobnież dzieje się z Jamie, której perspektywy nie znamy, ale za to jej dialogi oddają jej charakter. Delikatność, subtelność i bijącą
z wnętrza szczerą dobrocią. Wszyscy bohaterowie mają swoje zadanie i cel w fabule, które wykorzystują, może dlatego nie było tu nikogo, kto by mnie irytował, mogę nawet pokusić się
o stwierdzenie, że żadna postać nie była niepotrzebna. Dlatego chyba zatopiłam się w tych cudownych latach 50., i zakochałam w motywie sztuk teatralnych, pomocy sierotom, odniesień do Biblii, które bardzo pomogły mi w moim chwilowym kryzysie nadziei.
Nie spodziewałam się niczego wielkiego, do czasu Bożego Narodzeia w sierocińcu i momentu, gdy Jamie oddała Landonowi swoja Biblię. Wybuchnęłam płaczem.
Potem powoli zalała mnie fala łez, mimo że książka nie była wybitna. A jednak coś mnie w niej uderzyło- dynamika postaci, liceum, religijność nawet w tamtych czasach, sąsiedztwo- wszystko to było inną historią. Samo to, że była to jesienna aura, dobroć bijaca z serca głównej bohaterki, zmiana jaka nastapila w bohaterze.
Wiem, że cuda sie zdarzają i nigdy nie płakałam po książce, a po jej skończeniu nie umiałam wypowiedzieć słowa. Słone łzy paliły moje oczy i czułam, że zasłużyłam na to, że powiennam być dobrym człowiekiem, powinnam nie oceniać innych, powinnam żyć dobrze, bo mam jak życ
i doceniać to, ze w ogóle żyję.
Płakalam bardzo długo, i cieszę się, że przeznaczone mi było wybrać właśnie tę lekturę spośród wszystkich innych...
4.Cytat, który użyty był także w filmie- pochodzi z 1 Listu do Koryntian i nosi tytuł "Hymn o miłości".
" Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
Nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
Nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma. "
łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości,
nie szuka poklasku,
nie unosi się pychą;
Nie dopuszcza się bezwstydu,
nie szuka swego,
nie unosi się gniewem,
nie pamięta złego;
Nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma. "
5.Jak wypadł film?
Obejrzałam film zaraz po skończeniu, aby ocenić, czy został dobrze zrealizowany. Na filmwebie dostał wysoką notę, komentarze chwaliły produkcję, wielu widzów uroniło łzę, podczas gdy ja zastanawiałam się, jak można było tak spłycić to arcydzieło. Zacznijmy od tego, że inaczej wyobrażałam sobie wygląd postaci, ale to nie ma znaczenia, dopóki osobowość została zachowana.
I tutaj występuje problem, bo nawet ona się nie zgadza. Landon został ukazany jako bad-ass, najpopularniejszy chłopak w szkole, który fakt faktem nadrabia od połowy. Ale takiej Jamie się nie chciałam za światy, nie widziałam w niej tego, co widziałam w literaturze. Gdzie podziała się jej delikatnośc? A no tak, została zastąpiona naiwnością. Dobroć? Fakt, była, ale za to dziewczynę obdarzono szczeniackimi odzywkami pełnymi sarkazmu. Referencja do Biblii? Oh, w jednej scenie. Sierociniec? No skądże. Nie, nie mam na myśli tego, aby fabuła była identycna, bo nigdy tak się nie dzieje w adaptacjach i ekranizacjach, ale aby oddać ducha opowieści, która w końcu wzruszyła miliony. Tutaj zobaczyam tylko całkiem innych ludzi pod tym samym nazwiskiem, z tej magii sporo uleciało. Rozczarował mnie lekko, chociaż nie był najgorszy.
Powieść rozwiała moje wszelke wątpliwości. Od teraz nie będę się bała sięgać po romanse, nawet te z tytułem "miłość" na okładce i parze jak z tabloidu reklamowego. Myślę, że jest to idealna pozycja dla tych, którym zależy na szybkiej lekturze przy kawie i kominku, bezsennej nocy i jednocześnie pragnących dać się ponieść emocjom. Zakochałam się w historii tych dwojga, ponieważ jest wyjątkowa i cieszę się, że ją wybrałam, że los chciał, bym ją wybrała i poddała się chwili refleksji.
Ocena 8/10.
Jaką kolejną książkę Sparksa mi polecacie?